Tuesday 10 December 2013

Trudno kochać...

Myślałam, że będzie to blog czysto związany z modą. Potem doszły inne kwestie (jak dekoracje, dodatki i wszelkiego rodzaju inne pierdółki) a teraz kusi mnie, żeby podzielić się swoim doświadczeniem miłości. Zanim się spostrzegłam wyrosłam z małej dziewczynki i (chociaż wcześniej nic tu nie wspominałam) od dwóch miesięcy jestem narzeczoną! ;D zaręczyliśmy się z moim ukochanym tam, gdzie dwa lata temu się poznaliśmy - z dala od ludzi, w górach, przy pięknej pogodzie... Pierwsze dni narzeczeństwa były czasem dziwnym dla mnie, czasem gdy czułam się jak mała uczennica, która bawi się w dorosłość chociaż nie ma do tego prawa. Więc to już... Tak wcześnie, teraz, mam to za sobą. I pierścionek na palcu mi o tym przypomina, bo świeci się z daleka a korona w której mieści się brylant bywa ostra. Myślałam, że właśnie się wszystko "ustabilizowało". Krótko później doświadczyłam w dość konkretny sposób, że wszystko dopiero się zaczyna - docieranie się i nauka, jak znosić siebie nawzajem...


Myślę, że dokładając odpowiednich starań można dostrzec w tym czasie prawdziwą twarz człowieka, którego się kocha. I wbrew temu wszystkiemu co proponują wielkie marki z milionami na koncie (którym wcale nie zależy na szczęściu swoich widzów/czytelników/użytkowników!) tym odpowiednim staraniem jest postawienie sobie granicy. Granicy w bliskości fizycznej, w okazywaniu sobie czułości. Niektórzy zapytają, co złego jest w tym wszystkim. Przecież, zgodnie z myśleniem które media zaszczepiają bezkrytycznie nastawionym odbiorcom, współżyć z kimś kogo się kocha to dowód miłości i zaufania! Dowód oddania i w ogóle jeśli jedna ze stron śmie się sprzeciwiać takim poglądom - coś jest z nią nie tak. Prawdopodobnie nie kocha. Może kryje jakieś wady genetyczne albo nie chce pokazać, że nie da rady! Tak, bo przecież miłość fizyczna jest ostatnio tylko udowadnianiem sobie i ludziom dookoła swojej wartości, prześciganiem się w ilości i jakości i zapewnianiu doznań - samemu sobie oczywiście ;) "Jeśli mnie kochasz, prześpij się ze mną"... 

Jakiś czas temu zrozumiałam, że najwspanialszą odpowiedzią na tą propozycję są słowa: "jeśli mnie kochasz, uszanuj moją odmowę. Nie zrobię tego." Miłość jest czymś, co objawia się zarazem w małych (a przez to i w wielkich rzeczach). W y m a g a - i tu jest pies pogrzebany, bo można się pogniewać - przecież ona/on mówi że kocha i nie chce dać mi tego, czego ja chcę! Hipokryzja? Zatrzymując się nad tym pytaniem zawartym w jednym słowie warto zadać inne pytanie (lekko pomocnicze): co jest czynem łatwiejszym i przyjemniejszym? Zgodzić się na obustronną przygodę w łóżku/gdzie indziej, czy raczej udzielić odmownej odpowiedzi, gdy czujemy pragnienie zbliżenia i uzyskać uszanowanie tej odmowy przez drugą połówkę? Nie należy się spodziewać wielkich poświęceń po kimś kto tego nie rozumie. Tacy ludzie wiedzą tylko, co należy się im samym i potrafią się cieszyć partnerem tylko wtedy, gdy czują przyjemne dreszcze w całym ciele. Twoje prawdziwe JA ich nie zainteresuje. Patrzenie w oczy, trzymanie za ręce i długie rozmowy pod księżycem to dla nich przeżytek godny średniowiecza. Ich dłonie bardzo sprawnie wędrują pod ubraniami a wielkie ego cieszy się odpowiednią reakcją organizmu na ten dotyk. Podniecająca sprawa ;) Bywa również uzależniająca - choć nie jesteśmy zwierzętami mamy z nimi wiele wspólnego. One także potrafią ulegać miłym przyzwyczajeniom - przypomina mi się doświadczenie, które na jednym z prestiżowych uniwersytetów przeprowadzono na szczurach. Zamontowano im na głowach specjalne elektrody mające stymulować ośrodek mózgu odpowiedzialny za odczuwanie przyjemności i podłączono do jednego z przycisków. Inny przycisk miał posłużyć szczurom gdy zechcą coś zjeść - jego wykorzystanie pociągało za sobą otrzymanie pokarmu. Początkowo szczury chętnie korzystały z jedzenia, częstotliwość używania obu przycisków była w każdym przypadku porównywalna. Z czasem jednak guzik "dający" przyjemność wyparł użycie tego drugiego. Szczury żyły na ciągłym głodzie doznaniowym aż zdechły wszystkie - z prawdziwego głodu, ich żołądki zbyt długo pozostawały puste. Znamy wiele ekstremalnych pojęć związanych z zaburzeniami na tle seksualnym - nimfomanka, seksoholik, onanista. Nie wspominając o całkowitej "elicie" uzależnionych - pedofilach, gwałcicielach. Z czasem dla wielu ludzi seks staje się najważniejszy. Zabiera czas na każdym spotkaniu i po jakimś czasie dostrzegacie, że już długo nie rozmawialiście ze sobą. Wtedy zobaczysz ciekawe zjawisko - każda Twoja prośba, "ale", odmowa w jakiejkolwiek sytuacji i zdanie będzie kwitowane narzekaniem... Tak jest z tymi, których nawykiem jest przyjemność. Ci ludzie mają wypraną osobowość. Nie potrafią stworzyć z człowiekiem trwałej relacji, liczy się dla nich jedynie zewnętrzna, cielesna powłoka. Ich ewentualne uczucia względem Ciebie umrą w sytuacji gdy: ich mózg wylosuje istotę względnie bardziej atrakcyjną, gdy (nie daj Boże!) ulegniesz wypadkowi i Twoje nogi zastąpi wózek inwalidzki, twoją twarz oszpeci blizna, stracisz ręce i wszyscy będą patrzeć na Ciebie ze współczuciem (albo durnowatą ciekawością, jak to wielu ma w zwyczaju). Nie wspominając przecież o starości... Nie będziesz już swoim ciałem i wizerunkiem najprawdopodobniej budzić pożądania jak kiedyś. Twoja siła przyciągania osłabnie i nie będzie argumentów, które zatrzymają przy Tobie ukochanego/ukochaną. Staniesz się co najwyżej wyrzutem sumienia, obowiązkiem dla którego ciężko wstać sprzed telewizora. Tego pragniesz? Nie przyzwyczajaj swojej połówki do swojego ciała. Odłóż współżycie na małżeństwo - daj jej nauczyć się Twojego JA, wnętrza, potrzeb, spojrzenia i marzeń. Rozmawiaj, trzymaj za ręce. Nie będzie Ci przykro kiedyś, kiedy odmówisz współżycia. Nie usłyszysz złego słowa i pretensji. Będziesz kimś ważnym, bo to co na prawdę Twoje i niepowtarzalne - nadzienie :) będzie źródłem prawdziwej rozkoszy dla każdego, kto Cię spotka. Nie znudzisz się. Widzisz stare małżeństwa na ulicach? Tych, których w tym pomylonym państwie lubi się nazywać "Moherami"? Mohery są szczęśliwe. Mohery siedzą w parkach zapatrzone w siebie jakby dopiero się poznali. Inni patrzą na nich i myślą - skąd oni spadli? Na świecie nie ma miłości...
Jest miłość. Można ją jednak zobaczyć prawdziwą, we własnej postaci, tylko wtedy kiedy są zasady. Będę czysta/ będę czysty, bo mąż/żona to jedyna osoba dla której zachowuję intymność. Nie oddam jej byle komu. Jestem mojemu mężowi/mojej żonie wierna/(y) już teraz, choć może jeszcze jej nie znam. 
Wierzę w Boga? Dodatkowy powód do zastanowienia - jeśli kocham Boga i wierzę że stworzył człowieka jak i seks zarazem, ufam mu i domyślam się, że najlepiej wie jak z niego "korzystać". Ponieważ Go kocham, poczekam ze wspólnym wylegiwaniem się do momentu, aż uzyskam Jego błogosławieństwo (pozwalam Ci, kocham Cię i cieszę się, że jesteście razem, kochajcie się mocno ja jestem z Wami). Bo szanuję Jego moc i wiem, że będzie chronić to, co sam poparł swoim Słowem...

Hipokryzja? Nie. Wiem, że nie. Sama tego teraz doświadczam. Sama uczę się mówić nie, byłam przybita gdy posunęliśmy się za daleko. Wierzcie mi, to piszę prosto z serca. Teraz rozumiem, że warto coś poświęcić dla czegoś większego i trwałego. Nie bawię się w demówkę - odkładam na oryginał, wybieram znaną, wypróbowaną markę i nie pozwolę, by po kilku levelach ktoś z uśmiechem pokiwał mi ręką na pożegnanie.    

    

No comments:

Post a Comment